Kolorowe zdjęcie. Ada przysłuchuje się Joannie. W tle kawiarnia w Zamku
Reading Time: 10 minutes

Wywiad z Adrianną Sołtysiak
Zdjęcia: Katarzyna Wołyniak
Redakcja językowa i korekta: Justyna Knieć

Kolorowe zdjęcie. Ada z Joanną przy stoliku w kawiarni. W tle wnętrza Zamku

Spotykamy się w Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu. Co cię łączy z tym miejscem?

Jestem pracownicą kultury, a to jest moje miejsce pracy.

Mamy rozmawiać o ciuchach. Czy temat drugiego obiegu rzeczy jest obecny w tej przestrzeni?

Należę do zespołu Zamek dla Klimatu, z którym próbujemy wdrażać rozwiązania w obszarze ochrony klimatu i środowiska w naszej instytucji. Ostatnio w ramach moich działań w tym zespole udało mi się zrobić wietrzenie szaf. Spotkanie przy ciuchach, które wszystkim zalegają w domu, okazało się idealną okazją do szerzenia idei drugiego obiegu rzeczy.

Czy to była pierwsza taka wymianka w Zamku?

Pierwsza. Jest nas tutaj około 120 osób. Nie znam dokładnego podziału na płcie, ale „kultura to kobieta”, więc w większości pracują tutaj właśnie osoby kobiece. Akurat w tym samym czasie mieliśmy w Zamku wystawę: „Łataj! Ceruj! Długie życie ubrań”, która podejmowała temat nadprodukcji i fast fashion, i pięknie się to zgrało. Wszystkim osobom ten pomysł bardzo się spodobał. Okazuje się, że zapoczątkowałyśmy nową tradycję, bo już dostaję głosy, że musimy to powtórzyć!

Koledzy z pracy też przyszli?

Mieliśmy osobne sekcje męską i dziecięcą. To był jakiś jeden procent, ale udało się! Obiecałam, że postaramy się przy następnej okazji, najprawdopodobniej na jesień, zorganizować więcej męskich ubrań.

Skąd pomysł na taką wymiankę?

Przeszłam już różne etapy z ciuchami. Teraz największą radość mi sprawia, kiedy dostaję je za darmo albo mogę je po prostu zdobyć, wymienić, a nie kupować. A w Zamku jest duży potencjał wymiankowy, to znaczy mnóstwo kobiet z pełną szafą! I stąd pomysł.

Kolorowe zdjęcie. Ada prezentuje ubranie. W tle wnętrza Zamku
Uwielbiam kroje z lat 60. XX wieku, ale sukienka jest dla mnie jakieś trzy razy za duża. Chciałam ją zmniejszyć, ale nigdy do tego nie doszło. Oddam ją. Wiem, że znajdzie się osoba, dla której będzie to odpowiedni rozmiar, a kiedy zobaczy te kolory, będzie wiedziała, że to jest po prostu dla niej!

Czym jeszcze się zajmujecie w zespole?

Jesteśmy z różnych działów, więc każdy i każda ma jakiś swój temat, ale są też takie ogólne sprawy, takie jak segregacja śmieci, dbanie o roślinność czy generalnie zieleń przynależącą do Zamku.

Mamy na przykład konkurs na oczyszczanie naszych skrzynek mailowych z nadmiaru wiadomości i ciężkich załączników podczas wakacji. Nagrody wręczane są w czasie wyjazdu integracyjnego jesienią. To jest kolejna rzecz, którą chcemy usprawnić. Plików są miliony i mało osób sobie zdaje sprawę z cyfrowego śladu węglowego swoich działań. Nie widzimy go, a on jest.

Próbujemy też, i mam nadzieję, że nam się to uda, sieciować się z innymi instytucjami kultury, które zajmują się zielonymi kwestiami, wymieniać się dobrymi praktykami, a może, in the end, doprowadzić do tego, że będziemy mieć bazę rzeczy, taką wspólną wypożyczalnię. Chodzi o to, żeby nie tworzyć kolejnych rzeczy, żeby wiedzieć, jakie mamy zasoby sprzętowe czy materiałowe, jak możemy sobie pomóc i w czym możemy na siebie liczyć.

Czy przy wystawie, o której wspomniałaś, realizowałaś jakieś swoje działania?

Od jakiegoś czasu nasz dział (Dział Programów Społecznych – przyp. red.) jest zaangażowany w tworzenie programu towarzyszącego wystawom, takiego programu społecznego. Jednym z działań było angażowanie starszych osób do tego, żeby nas, poznanianki i poznaniaków, którzy zechcieli przyjść do Zamku, nauczyć technik krawieckich, dziergania i dziewiarstwa. Zaprosiliśmy seniorki z domów pomocy społecznej i z klubów seniora oraz młode krawcowe. I panie po prostu pokazywały, jak zreperować ubrania, zaszyć dziurawą skarpetę albo zrobić coś na szydełku. Kiedyś można było uczestniczyć w zajęciach praktyczno-technicznych w szkole, przychodziło się z igłą i nitką, przyszywało guzik do koszuli. Teraz to zamarło, więc te spotkania bardzo mi się spodobały – naprawianie rzeczy to moja kolejna zajawka.

Będziecie to kontynuować?

Współpracujemy na co dzień z domami społecznymi i staramy się doprowadzać do tych spotkań międzypokoleniowych. Czasem to jest możliwe, czasem nie, ale temat szycia czy generalnie naprawiania rzeczy jest dosyć wdzięczny. Często u osób starszych podczas zajęć uruchamiają się różne historie, panie zaczynają się otwierać i opowiadać, a przecież czasem dotarcie do starszej osoby, która przeżyła swoje, jest bardzo trudne.

Wiele osób, w tym młodszych, powiedziało, że brakuje takich spotkań, oczywiście darmowych, na których mogą się nauczyć szydełkować czy robić na drutach. A dla nas ważny był sam proces, jaki miał miejsce pomiędzy osobami, bo dla nas bardziej niż materialny efekt danego wydarzenia liczy się to, co zaszło między ludźmi, co tam się zadziało.

Kolorowe zdjęcie. Ada z Joanną przy stoliku w kawiarni. W tle wnętrza Zamku

Czy w życiu pozazawodowym z podobną świadomością patrzysz na rzeczy?

Jestem śmieciarą – nie boję się używać tego słowa. Nie mogę przejść obojętnie obok rzeczy, która jest jeszcze do użycia, a leży na przykład na ulicy. Ubolewam nad każdym guzikiem znalezionym na chodniku.

Kolorowe zdjęcie. Ada prezentuje ubranie. W tle wnętrza Zamku
Ta ma ładne guziczki. To moja sukienka na specjalną okazję, na przykład wigilię. Tyle że to sztuczny materiał, ale taka jest moda z lat 70.–80.

Skąd w Tobie to zamiłowanie do ubrań i porzuconych przedmiotów z drugiej ręki? Masz w sobie gen zbieraczki?

Jestem z mniejszego miasta, wychowywałam się na początku lat 90. Dla mnie w dzieciństwie lumpeksy to była normalna rzecz, moja starsza siostra i bratowa prowadzały mnie tam bardzo często. Tyle że wtedy wiązało się to ze wstydem. Pamiętam taką sytuację: natknęłam się na koleżankę z klasy i potem bałam się, iż wszystkim wygada, że widziała mnie w lumpeksie. A potem nagle wszyscy zaczęli mówić: ale masz fajne ubranko, ładną spódniczkę. I się zastanawiałam, czy powiedzieć prawdę, czy przemilczeć?

Kolorowe zdjęcie. Ada prezentuje ubranie. W tle wnętrza Zamku
To jest od mojej mamy. Koszulka prana tysiąc razy, a nadruk nie zszedł. Dobra jakość

W liceum byłam już dumną lumpeksiarą. Ciągle mam jednak rozkminy, czy ja kocham lumpeksy, bo są takie uniwersalne i można tam znaleźć prawdziwe perełki, czy ukształtowała mnie zasobność portfela i to, że nie miałam pieniędzy na markowe, sieciówkowe ciuchy.

W każdym razie u nas to rodzinne. Moja siostra uwielbia wyszukiwać rzeczy na pchlich targach, a mój brat zawsze przynosił ciekawe rzeczy ze śmietnika, więc chyba po prostu coś takiego mamy. Tyle że ja rzeczy z drugiej ręki rozumiem bardzo szeroko, odnoszę to również do obszaru żywieniowego. Był w moim życiu okres, kiedy dużo skipowałam, to znaczy chodziłam po śmietnikach dużych supermarketów, gdzie wywalane są tony jedzenia nadal zdatnego do spożycia. Większość rzeczy, które w życiu mam, są właśnie z drugiej ręki. Uważam, że wszystko da się zdobyć, może to zajmuje czas, może trochę więcej energii, może trzeba pokombinować, ale w dobie internetu naprawdę nie jest to trudne. Kiedy pojawia się potrzeba jakiejś rzeczy, najpierw myślę, gdzie mogę ją zdobyć, gdzie mogę pojechać, gdzie napisać, poszukać, żeby… Czasem mam nawet tak, że jak sobie pomyślę o jakiejś rzeczy, to ją potem znajduję na śmietniku.

Może nagle stajesz się uważna właśnie na tę rzecz?

Albo to po prostu myślenie magiczne [śmieje się]. To rzeczywiście może być trochę czasochłonne albo trochę więcej trzeba pokombinować, żeby daną rzecz zdobyć czy kupić z drugiej ręki, może czasem nie będzie ona taka, jaką się wymarzy, jak ta oglądana w magazynie, w internecie czy na Instagramie, ale tak po prostu jest.

Są we mnie dwie wilczyce, bo przyznaję, że czasem już chciałabym po prostu kupić nową rzecz i wyglądać super oryginalnie. Jest wielu projektantów i projektantek, osób, które robią fajne rzeczy i które chciałabym wspierać. Tyle że często te rzeczy po prostu są dla mnie niedostępne finansowo. Zostaję więc przy tym, co mam i próbuję znaleźć złoty środek między moimi pragnieniami. Lubię to w sobie. No, i co ważne, pozbyłam się wstydu. Bo mówię to szczerze: grzebanie w śmietniku to nie jest coś, do czego z łatwością podchodzę. Szczególnie jeśli chodzi o kwestie jedzenia. Na pewno łatwiej jest w grupie, bo wiemy, że mamy ten sam cel, wspieramy się w tym i jesteśmy o tym przekonane.

Gorzej, jak natkniemy się na zdziwioną minę osoby, która właśnie przyszła wynieść śmieci, albo pana ochroniarza, który uważa, że nie możemy zabierać ze śmietnika jedzenia, to znaczy śmieci, bo przecież ten śmieć jeszcze do kogoś należy. To jest bardzo ciekawe koncepcja: własność śmiecia.

Wstydzimy się tego, że chcemy uratować coś, co jest nadal dobre, a nie wstydzimy się tego, że wyrzucamy zdatne do użycia rzeczy.

Myślę, że część tego wstydu przychodzi z zewnątrz, od innych ludzi, którzy uważają to za brzydkie, obleśne, nieładne itd. Jak już zwalczy się to uczucie, jest łatwiej, choć to nigdy nie jest ostateczne zwycięstwo. Czasem potrzebuję dodatkowego czynnika, wystarczy, że mam dobry dzień, że „ej, ja teraz zabieram ten śmieć, ten stolik ze śmietnika, ja go wyjmę, wymyję i będzie mój!”. Można wtedy tą ideą zarażać kolejne osoby. Pamiętam głupie komentarze mojej rodziny na temat tego zbieractwa. A teraz czasem słyszę: „No popatrz, tu znalazłam coś fajnego, no, jak ty” albo: „Opowiadam koleżankom, że mam taką Adę w rodzinie, która lubi sobie pogrzebać w śmietniku”.

W Poznaniu obracam się wśród ludzi ze środowisk alternatywnych (nie znam lepszego słowa), dużo osób ma podobne myślenie, ważne jest dla nas, żeby się nie marnowało. Poza tym jest tutaj wiele oddolnych inicjatyw, które na przykład zbierają jedzenie od osób z ryneczków i przetwarzają je na posiłki dla osób w kryzysie bezdomności, albo zbiórki ciuchów na osoby uchodźcze w ośrodkach zamkniętych. To się dzieje, wystarczy mieć oczy szerzej otwarte.

Kolorowe zdjęcie. Ada z Joanną przy stoliku w kawiarni. W tle wnętrza Zamku

Wracając do samej mody: jakbyś określiła swój styl?

Wydawało mi się przez ostatnie lata, że znalazłam już swój styl albo przynajmniej główną wytyczną, czyli kolor czarny. Kiedy szłam do lumpeksu, selekcja była łatwa. Teraz, po dziesięciu latach odchodzę od tego. Mam fazę na bardzo kolorowe ciuchy, ale też inspiruję się wyjazdami do mojej siostry do Kopenhagi i moda skandynawska jest bliska mojemu sercu, a jednocześnie nieodpowiednia dla stanu mojego portfela.

Dochodzę do czterdziestki i czuję, że potrzebuję po prostu swobody: ciuch nie może mnie spinać, nie może być super obcisły, muszę czuć komfort chodzenia w butach czy ubraniach. I tym się głównie kieruję, więc choć uwielbiam spodnie z wysokim stanem, nie będę ich nosić. Chcę wyglądać tak, żeby mi się podobało, ale też żeby było mi wygodnie. Fantazjowałam o szafie kapsułowej, ale nie jestem w stanie jej stworzyć. Mam stosy ubrań w domu, ogranicza mnie tylko rozmiar mojej szafy. A w moim dziale wiedzą, że się nie mieszczę, bo zaczęłam część ubrań przynosić do biura (ale o tym ciiii…).

Kolorowe zdjęcie. Ada prezentuje ubranie, Joanna sprawdza materiał. W tle wnętrza Zamku

Pozbywasz się ich czasem?

Próbuję, ale mam duży problem z zarabianiem na ciuchach. Uważam, że jeśli on jest już z drugiej ręki, a czasem z trzeciej, czwartej, to nie powinnam na nim dużo zarobić.

Jeśli sprzedaję na Vinted, a czasem mi się to zdarzy, to bardzo tanio.

Chcę, żeby one po prostu otrzymały kolejne życie! Często, gdy uzbiera mi się nadmiar ciuchów, namawiam koleżanki do uzbierania pudła ciuchów, a następnie szukam różnych zbiórek odzieżowych lub wysyłam do ubraniadooddania.pl. 

Czy będzie Cię można wkrótce gdzieś spotkać z ciuchami vintage?

Tak, już w sierpniu na drugiej edycji Babiego Targu Vintage. Tym razem impreza odbędzie się w Starym Rynku, w otwartej przestrzeni, co wydaje mi się super ekstra, bo to trochę nawiązuje do pchlich targów, które odbywają się w Kopenhadze i cieszą się tam popularnością. Może odwiedzający Stary Rynek zobaczą, że fajnie jest zdobyć ciuch z drugiej ręki! Jako Moje stare brałam również udział w pierwszej edycji Babiego Targu Vintage, który odbywał się w Centrum Kultury ZAMEK, czyli w moim miejscu pracy. Atmosfera była świetna i nawet zdobyłam jakieś polsko-niemieckie znajomości, bo podeszła do mnie Turczynka z Berlina i powiedziała, że ma ten sam rozmiar, a potem kupiła masę ciuchów ode mnie za eurasy [śmieje się]. Ale tutaj nie chodzi o kasę, chociaż fajnie jest zdobyć trochę bejmów – chodzi o drugi obieg i o nowe znajomości.

Kolorowe zdjęcie. Ada prezentuje ubranie. W tle wnętrza Zamku

PRAKTYCZNIE:

Gdzie szukać rzeczy? Czy są jakieś miejsca, strony lub organizacje, które polecasz?

Na pewno Uwaga, śmieciarka jedzie, ale w tej grupie trzeba nauczyć się być. Rzeczy się tu pojawiają i bardzo szybko znikają. Trzeba wiedzieć, kiedy realnie śmieciarka jedzie i wywozi duże gabaryty, bo wtedy pojawiają się meble, które może są w złym stanie, ale nadają się do odnowienia.

Drugą grupą, za którą teraz już bardzo tęsknię, bo nie mieszkam na Jeżycach, jest Inicjatywna i Nieformalna Grupa Jeżycka. Tam pozbyłam się bardzo wielu rzeczy za jakieś drobne, np. puszkę zielonego groszku albo za banany. To jest super satysfakcjonujące, kiedy wiesz, że coś, czego nie potrzebujesz, a jeszcze jest zdatne do użycia, może komuś się przydać! Teraz mieszkam w centrum i tutaj takiej grupy nie ma. Chociaż widzę, że ludzie próbują coś robić intuicyjnie, położą coś obok śmietnika, a nie w śmietniku, żeby ktoś mógł to wziąć. Tylko z ciuchami trzeba ostrożnie, bo jak zacznie padać deszcz i one zamokną, to potem się już nie nadadzą do niczego – a na pewno nikt nie będzie chciał ich zgarnąć. Dlatego takie inicjatywy, jak Babi Targ, oddawanie do komisów, na zbiórki typu ubraniadooddania.pl albo do butików cyrkularnych, są super. I oczywiście moja ukochana Po-dzielnia, gdzie możesz oddać za darmo rzeczy i za darmo je zdobyć.

No i organizowanie samodzielnie wymianek odzieżowych!

W kwestii jedzenia polecam Jedzenie Ci dam, bo mam, grupę na Facebooku, na której można zgarnąć coś do jedzenia, na Wildzie działa podobno Jadłodzielnia. A ja mogę pochwalić koleżanki z innego działu, które umawiają się na współdzielenie się jedzeniem. Wszystkie mają dzieci, rodziny i gotują jak dla wojska, więc potem przynoszą to do pracy.

Gdzie można poczytać o działaniach Zamku dla klimatu?

Mamy swoją zakładkę nawet na stronie Zamku. Warto do niej zaglądać – próbujemy wyłapywać z programu instytucji wszystko to, co choć nie wydaje się tematem związanym ze zmianami klimatycznymi, jednak nim jest. Oczywiście są też wydarzenia, które wprost podejmują tematykę ekologiczna, klimatyczną czy związaną z równoważonym rozwojem.