Wywiad z Krzysztofem Posmykiem, projektantem wnętrz, twórcą marki iseeyouinthis
Zdjęcia: Katarzyna Wołyniak
Zajmowałeś się kiedykolwiek modą zawodowo?
Miałem taki przebłysk. Chciałem nawet iść na projektowanie mody, ale uznałem, że to nie jest mój vibe. Wolę wybierać spośród już istniejących rzeczy. Ale mam na koncie współpracę z zespołem SHYNESS! Razem z Martą z ODDLOT Vintage stworzyliśmy stylizacje do sesji promocyjnej i okładkowej albumu. Potem z dziewczynami zebraliśmy stylizacje do nagrań live i teledysku. Dzięki tej współpracy zrobiłem też stylizacje dla Iwony Skv do teledysku „Nie ma”.
Czym się zajmujesz zawodowo?
Jestem projektantem wnętrz. Skończyłem projektowanie produktu na UAP i od 11 lat pracuję w biurze projektowym Wierszyłłowski i Projektanci.
Jak to czym się zajmujesz zawodowo wpływa na Twoje postrzeganie mody?
Obie dziedziny się przenikają. To, co jest modne na wybiegu, jakiś czas później, kolorystycznie lub formalnie, pojawia się w trendach wnętrzarskich i na odwrót. Sam lubię rzeczy proste, o architektonicznych formach i geometrycznych krojach, ale w oszczędnej palecie barw.
To, co cię wyróżnia, to jednak nie moda z wybiegów, lecz ta z drugiego obiegu. Skąd taki pomysł?
Kiedy byłem dzieckiem, często chodziłem do lumpeksów, w mojej rodzinie to było normalne. Tyle że wtedy kupowanie ciuchów w lumpeksie było obciachowe, dopiero potem stało się fajne. Kupowałem też w sieciówkach, ale drugi obieg zawsze mi towarzyszył. Zarówno ubrania, jak i meble czy akcesoria w moim domu często były z drugiej ręki. Do tego mieszkania zakupiłem jedynie łóżko, materac, lampę i dywan, reszta jest z drugiego obiegu. Szafę dostałem od koleżanki, gdy się wprowadzałem, fotele od siostry, a sofę znalazłem na śmietniku. Za to stół kupiłem w sklepie z używanymi meblami koło Piły. Lubię wszelkie targi, graciarnie i składziki. Kiedy gdzieś jestem i widzę taki sklep, to raczej do niego wchodzę.
Jeśli chodzi o ubrania, czy to wyłącznie nawyk?
Na pewno wynika to po części ze świadomości ekologicznej i etycznej. Kilka lat temu zacząłem oglądać filmy i czytać artykuły o produkcji odzieży i zrozumiałem, że to, co się dzieje w sektorze fast fashion, nie jest przyjemne. Potem, ponad 4 lata temu, koleżanka zabrała mnie na targi. Wciągnęło mnie to i wkrótce zacząłem jeździć z własnymi ubraniami.
Jak byś określił ubrania, które sprzedajesz?
Staram się, żeby były proste i ponadczasowe, co najmniej dwudziestoletnie. Takie ubrania nie tylko są bardziej stylowe. Gdy chodzę po lumpeksach, zauważam różnicę w jakości, nawet w sieciówkowych ciuchach. Ubrania, które powstały do 2010 roku, są lepsze niż te, które produkowane są teraz. Więc nawet jeśli czasem zdarzają się u mnie rzeczy współczesne, muszą być naprawdę dobre jakościowo.
Gdzie można Cię spotkać?
Na organizowanych eventach vintage w Warszawie, Wrocławiu i w Poznaniu, w tym czasem na Babim Targu.
Zauważasz jakieś zmiany w ciągu tych kilku lat w podejściu do mody z drugiego obiegu?
Jest coraz więcej młodych ludzi, którzy wolą używane rzeczy. Osoby w wieku licealnym i przedlicealnym coraz częściej mają świadomość nadużyć branży modowej. Poza tym młodzież często szuka unikatowych rzeczy, pewnie dlatego, żeby mieć swój styl, poszukują w ten sposób siebie. Od niedawna zauważam również, że ludzie kupują coraz mniej, co może być wynikiem chęci ograniczania liczby ubrań. Tyle że nie rezygnują zupełnie z kupowania, po prostu przerzucają się na rzeczy do domu i więcej pieniędzy wydają na ceramikę i przedmioty ozdobne.
A gdzie szukasz ubrań?
Głównie w lumpkach. Pochodzę spod Piły i widzę, że jest różnica pomiędzy tymi w dużych i małych miastach, dlatego jeśli gdzieś mijam secondhand, to zawsze wchodzę zobaczyć, co mają. Ludzie mają różną świadomość stylistyczną i estetyczną. W mniejszych miastach kupują raczej to, co można znaleźć teraz w sieciówkach. W większych jest więcej osób, które szukają ubrań vintage.
Czy wśród rzeczy, które wyszukujesz, udaje Ci się znaleźć unikaty?
Nadal zdarzają się rzeczy od projektantów, choć kiedyś było ich więcej. Ubrania z drugiego obiegu stały się na tyle popularne, że powstały specjalne firmy zajmujące się sortowaniem. Ludzie, którzy tam pracują, znają się na tym, wiedzą, jakie są tendencje rynkowe, i to oni przebierają wstępnie ubrania – patrzą na materiały, marki, a następnie sprzedają do butików wyselekcjonowane rzeczy określonych producentów.
W swojej kolekcji mam kilka rzeczy od osobistości świata mody, takie, które się nie starzeją, są nadal aktualne. Moda często jest traktowana pobłażliwe, ale moim zdaniem są twórcy, którzy tworzą sztukę i mają coś do przekazania, więc mimo że mam takie rzeczy, póki co ich nie sprzedaję.
Poza tym branża modowa to silne narzędzie, również polityczne.
Zdarza się też, że udaje mi się znaleźć ubrania bardzo stare (od lat 20-tych do 50-tych) takie zdobycze przekazuję Oli z Retromanii, która zajmuje się ubraniami vintage z początku XX wieku.
Jak oddzielasz ubrania dla siebie od tych na sprzedaż?
Mam dosyć monotonny styl, lubię ciemne kolory i proste kształty, czasem mogą być trochę bardziej dziwaczne, ale nadal w mono kolorach. Takich rzeczy szukam, ale nie zawsze to, co znajdę, odpowiada na przykład mojemu rozmiarowi. Wystarczy jednak, że mi się podoba. Czasem wybieram również coś, co aktualnie jest w trendach, bo chcę mieć rzeczy, które będą odpowiadać temu, co ludziom akurat w tym momencie może się spodobać. Nie znajdziesz jednak u mnie typowo wintydżowych, kolorowych ubrań, ejtisowych lub najntisowych. Nie lubię takich rzeczy, więc ich nie mam i nie chcę, żeby taka estetyka była kojarzona ze mną.
Czy gdzieś oprócz targów można kupić w Poznaniu Twoje ubrania?
Sporadycznie wysyłam selekcję ubrań do Lucky Girl Vintage w Krakowie – dziewczyny mają butik na Podgórzu i sprzedają też online przez różne platformy. To bardzo fajna współpraca i znajomość.
Od czasu do czasu organizuję również u siebie w domu eventy dla wąskiej grupy osób, ale nie ogłaszam tego na Instagramie. Nie chodzi w nich o to, żeby było dużo ludzi, ale żeby selekcja była dobrana pod kątem tego, czego ktoś może oczekiwać. Na przykład to, co masz na sobie – wiedziałem, że ci się spodoba. Oczywiście mam wtedy też tak zwane wypełniacze, bo nigdy nie wiadomo. Czasem spodoba się komuś coś innego, ale jednak staram się wybierać ubrania dla konkretnych osób. W końcu moda to wyraz osobowości.
Praktycznie:
- Czy masz jakiś sposób lub metodę dbania o ubrania?
Po prostu nie piorę ich za często. Wełnę staram się prać ręcznie, a jeśli już chcę ją wyprać w pralce to wyłącznie w zimnej wodzie i na niskich obrotach. Mam steamer i odświeżam parą marynarki czy swetry. Planuję również zakup golarki do wełny i dzianin.
- Jakie tkaniny lubisz i polecasz?
Lubię wełnę, zarówno w swetrach, jak i spodniach, poza tym dzianiny bawełniane. Mam sweter, który szczególnie lubię – to mieszanka lnu i bawełny. Nie odrzucam poliestru ani innych syntetycznych tkanin, bo uważam, że lepiej je używać, niż by miały lądować na jakimś wysypisku.